PayPal-donate (Wiki).png
O ile nie zaznaczono inaczej, prawa autorskie zamieszczonych materiałów należą do Jana Woreczko & Wadi.

(Unless otherwise stated, the copyright of the materials included belong to Jan Woreczko & Wadi.)


Pułtusk/Wawrzecki Ignacy

Z Wiki.Meteoritica.pl

(Różnice między wersjami)
Linia 3: Linia 3:
''Dziennik Warszawski'' 1870 (''pisownia oryginalna''):  
''Dziennik Warszawski'' 1870 (''pisownia oryginalna''):  
{{AQuote-begin |max-width=800px}}
{{AQuote-begin |max-width=800px}}
-
<nowiki>*</nowiki> ({{Sparse-b}}Kilka słów o meteorze{{Sparse-e}}.) Otrzymaliśmy od p.&nbsp;J.&nbsp;Wawrzeckiego następujący artykuł: „Jakkolwiek uwaga publiczna w chwili obecnej jest zwróconą na kwestje różne od tej, jaką chcę poruszyć i&nbsp;która to kwestja dziś wydać się może przestarzałą, sądzę jednak że przynajmniej dla ludzi poświęcających się nauce, nie będzie ona obojętna. W&nbsp;roku 1868 dnia 30-go stycznia o godzinie 7-ej, w&nbsp;okolicach [[Pułtusk]]a&nbsp;spadł meteor a&nbsp;raczej gromada aerolitów; zjawisko to w&nbsp;swoim czasie ogólne wzbudziło zajęcie, o&nbsp;ile jednak jakość aerolitu mogła być gruntownie zbadaną, o&nbsp;tyle śmiem twierdzić, nie zwrócono uwagi na okoliczności towarzyszące upadkowi meteoru. Najpierwszym objawem spadających ciał był olśniewający blask, który i&nbsp;w&nbsp;Warszawie widziano; mieszkańcy Pułtuska w ciągu mniej więcej 20&nbsp;sekund po błysku, słyszeli huk podobny do dwóch prawie jednoczesnych wystrzałów działowych; w&nbsp;tej samej chwili rozległ się szum spadających meteorów i&nbsp;trzaskanie trwające mniej więcej 100&nbsp;sekund, podobne zupełnie do sypanych kamieni, stopniowej wielkości, w&nbsp;próżną szufladę. Największe upadały najpierw, mniejsze co raz później. Trzy milowa przestrzeń którą Narew przecina, rozmaite przedstawiała powierzchnie: znajdowały się tam warstwy śniegu, rola uprawna lekkim mrozem obsuszona, w&nbsp;innem miejscu równiny łąk i&nbsp;lód na Narwi. Ta wzmianka o&nbsp;miejscowości jest nader ważną jak się z&nbsp;dalszego ciągu pokaże. Mieszkając podówczas w Pułtusku, zdjęty ciekawością udałem się na miejsca gdzie spadły aerolity i&nbsp;oto co mi własne spostrzeżenia i&nbsp;opowiadania innych udzieliły. 1)&nbsp;Kamienie te spadły w&nbsp;pewnym porządku: najmniejsze przed wsią Wielgolas, powiększając się stopniowo do wsi Sile i&nbsp;Rzewni, za którą upadły największe, zajmując przestrzeń około 3&nbsp;mil długości a&nbsp;¼&nbsp;mili szerokości. 2)&nbsp;Gdziekolwiek padły na śnieg, czy na lód, na rolę, czy na trawę, wszędzie zatrzymały się na powierzchni, nie miażdżąc lodu, nie zapadając się w śnieg ani nawet gniotąc trawy pod sobą,—a były tam kamienie od ⅛&nbsp;łuta do kilkudziesięciu funtów ważące. 3)&nbsp;Żaden z&nbsp;tych kamieni nie spalił trawy, ani stopił śniegu lub lodu na który upadł. Sądzę, że dwie ostatnie okoliczności są nader ważne; słyszeliśmy dotąd że aerolity zagłębiają się w&nbsp;ziemię dość znacznie, i&nbsp;że spadają rozpalone; w&nbsp;tym zaś wypadku było zupełnie inaczej; że zaś tak było, obserwowałem sam i każdy znajdujący takowe to samo mi opowiadał. Fakt ten daje mi prawo twierdzić, że aerolity zapalające się w najwyższych warstwach atmosfery, dobiegają powierzchni ziemi zupełnie już oziębione, co przypisać należy nadzwyczaj nizkiej temperatury obszarów międzyplanetarnych, tak nizkiej że ciało pochodzące ztamtąd, lubo przez uderzenie na atmosferę chwilowo rozpala się na swej powierzchni, przecież natychmiast się oziębia nie doszedłszy nawet do ziemi. Dalej kamienie znalezione, upadły nadzwyczaj lekko, to upoważnia mnie do twierdzenia że pod upadającym aerolitem, a&nbsp;nawet prawie do koła niego, w&nbsp;skutek ogromnej szybkości spadku, tworzy się ztłoczony kłęb powietrza jak np. w&nbsp;krzesiwku pneumatycznem, i&nbsp;ten to kłęb powietrza nie pozwala na uderzenie gwałtowne. Nie odznaczono również huku upadających na atmosferę i&nbsp;strzałów każdego z&nbsp;osobna upadającego na ziemię aerolitu, co ma związek z&nbsp;ich lekkim położeniem na powierzchni ziemi. Zresztą zdania moje, choć innem jeszcze mógłbym poprzeć objaśnieniem, oddaje pod sąd ludzi fachowych, zwracając ich uwagę na to, że okoliczności o&nbsp;których wspomniałem zbyt są ważne aby się nad niemi zastanawiać i&nbsp;dostatecznie objaśnić.” Obok tego p.&nbsp;Wawrzecki nadesłał nam 1,640&nbsp;sztuk odłamków meteora, zebranych przez niego na przestrzeni 3&nbsp;milowej i&nbsp;stanowiących najkompletniejszy zbiór tych odłamów, który był już wystawiany na widok publiczny, pomiędzy innemi w&nbsp;Wrocławiu<ref>''Breslauer Zeitung'', 311 (8 lipca 1870); ''Rübezahl'', 74 (Neuen Folge Jg. 9), Heft 8, 1870</ref> i&nbsp;w&nbsp;Krakowie<ref>''Gazeta Warszawska'', 66 (26 marca 1870)</ref>, a&nbsp;który można oglądać w&nbsp;naszej redakcji co niedziela i&nbsp;święto od godziny 10-ej do 12-ej zrana, w&nbsp;przeciągu niedługiego czasu.<ref>zbiór był również prezentowany we Lwowie (''KŁOSY'', 253 (5 maja 1870))</ref>
+
<nowiki>*</nowiki> ({{Sparse-b}}Kilka słów o meteorze{{Sparse-e}}.) Otrzymaliśmy od p.&nbsp;J.&nbsp;Wawrzeckiego następujący artykuł: „Jakkolwiek uwaga publiczna w chwili obecnej jest zwróconą na kwestje różne od tej, jaką chcę poruszyć i&nbsp;która to kwestja dziś wydać się może przestarzałą, sądzę jednak że przynajmniej dla ludzi poświęcających się nauce, nie będzie ona obojętna. W&nbsp;roku 1868 dnia 30-go stycznia o godzinie 7-ej, w&nbsp;okolicach [[Pułtusk]]a&nbsp;spadł meteor a&nbsp;raczej gromada aerolitów; zjawisko to w&nbsp;swoim czasie ogólne wzbudziło zajęcie, o&nbsp;ile jednak jakość aerolitu mogła być gruntownie zbadaną, o&nbsp;tyle śmiem twierdzić, nie zwrócono uwagi na okoliczności towarzyszące upadkowi meteoru. Najpierwszym objawem spadających ciał był olśniewający blask, który i&nbsp;w&nbsp;Warszawie widziano; mieszkańcy Pułtuska w&nbsp;ciągu mniej więcej 20&nbsp;sekund po błysku, słyszeli huk podobny do dwóch prawie jednoczesnych wystrzałów działowych; w&nbsp;tej samej chwili rozległ się szum spadających meteorów i&nbsp;trzaskanie trwające mniej więcej 100&nbsp;sekund, podobne zupełnie do sypanych kamieni, stopniowej wielkości, w&nbsp;próżną szufladę. Największe upadały najpierw, mniejsze co raz później. Trzy milowa przestrzeń którą Narew przecina, rozmaite przedstawiała powierzchnie: znajdowały się tam warstwy śniegu, rola uprawna lekkim mrozem obsuszona, w&nbsp;innem miejscu równiny łąk i&nbsp;lód na Narwi. Ta wzmianka o&nbsp;miejscowości jest nader ważną jak się z&nbsp;dalszego ciągu pokaże. Mieszkając podówczas w Pułtusku, zdjęty ciekawością udałem się na miejsca gdzie spadły aerolity i&nbsp;oto co mi własne spostrzeżenia i&nbsp;opowiadania innych udzieliły. 1)&nbsp;Kamienie te spadły w&nbsp;pewnym porządku: najmniejsze przed wsią Wielgolas, powiększając się stopniowo do wsi Sile i&nbsp;Rzewni, za którą upadły największe, zajmując przestrzeń około 3&nbsp;mil długości a&nbsp;¼&nbsp;mili szerokości. 2)&nbsp;Gdziekolwiek padły na śnieg, czy na lód, na rolę, czy na trawę, wszędzie zatrzymały się na powierzchni, nie miażdżąc lodu, nie zapadając się w śnieg ani nawet gniotąc trawy pod sobą,—a były tam kamienie od ⅛&nbsp;łuta do kilkudziesięciu funtów ważące. 3)&nbsp;Żaden z&nbsp;tych kamieni nie spalił trawy, ani stopił śniegu lub lodu na który upadł. Sądzę, że dwie ostatnie okoliczności są nader ważne; słyszeliśmy dotąd że aerolity zagłębiają się w&nbsp;ziemię dość znacznie, i&nbsp;że spadają rozpalone; w&nbsp;tym zaś wypadku było zupełnie inaczej; że zaś tak było, obserwowałem sam i każdy znajdujący takowe to samo mi opowiadał. Fakt ten daje mi prawo twierdzić, że aerolity zapalające się w najwyższych warstwach atmosfery, dobiegają powierzchni ziemi zupełnie już oziębione, co przypisać należy nadzwyczaj nizkiej temperatury obszarów międzyplanetarnych, tak nizkiej że ciało pochodzące ztamtąd, lubo przez uderzenie na atmosferę chwilowo rozpala się na swej powierzchni, przecież natychmiast się oziębia nie doszedłszy nawet do ziemi. Dalej kamienie znalezione, upadły nadzwyczaj lekko, to upoważnia mnie do twierdzenia że pod upadającym aerolitem, a&nbsp;nawet prawie do koła niego, w&nbsp;skutek ogromnej szybkości spadku, tworzy się ztłoczony kłęb powietrza jak np. w&nbsp;krzesiwku pneumatycznem, i&nbsp;ten to kłęb powietrza nie pozwala na uderzenie gwałtowne. Nie odznaczono również huku upadających na atmosferę i&nbsp;strzałów każdego z&nbsp;osobna upadającego na ziemię aerolitu, co ma związek z&nbsp;ich lekkim położeniem na powierzchni ziemi. Zresztą zdania moje, choć innem jeszcze mógłbym poprzeć objaśnieniem, oddaje pod sąd ludzi fachowych, zwracając ich uwagę na to, że okoliczności o&nbsp;których wspomniałem zbyt są ważne aby się nad niemi zastanawiać i&nbsp;dostatecznie objaśnić.” Obok tego p.&nbsp;Wawrzecki nadesłał nam 1,640&nbsp;sztuk odłamków meteora, zebranych przez niego na przestrzeni 3&nbsp;milowej i&nbsp;stanowiących najkompletniejszy zbiór tych odłamów, który był już wystawiany na widok publiczny, pomiędzy innemi w&nbsp;Wrocławiu<ref>''Breslauer Zeitung'', 311 (8&nbsp;lipca 1870); ''Rübezahl'', 74 (Neuen Folge Jg. 9), Heft 8, 1870</ref> i&nbsp;w&nbsp;Krakowie<ref>''Gazeta Warszawska'', 66 (26 marca 1870)</ref>, a&nbsp;który można oglądać w&nbsp;naszej redakcji co niedziela i&nbsp;święto od godziny 10-ej do 12-ej zrana, w&nbsp;przeciągu niedługiego czasu.<ref>zbiór był również prezentowany we Lwowie (''KŁOSY'', 253 (5 maja 1870))</ref>
{{AQuote-end |source=''Dziennik Warszawski'' (1870)}}
{{AQuote-end |source=''Dziennik Warszawski'' (1870)}}
Linia 9: Linia 9:
Patrz → [[Pułtusk/Czasopisma]]
Patrz → [[Pułtusk/Czasopisma]]
 +
 +
* ''Gwiazdka Cieszyńska'', (1870), '''Zbiór meteorytów''', nr 16, 1870, s. 133. Plik [http://sbc.org.pl/dlibra/docmetadata?id=16546 DjVu].
{{Przypisy}}
{{Przypisy}}

Wersja z 13:30, 4 lut 2016

Ignacy Wawrzecki mieszkał w 1868 roku w Pułtusku!

Dziennik Warszawski 1870 (pisownia oryginalna):

«

* (Kilka słów o meteorze.) Otrzymaliśmy od p. J. Wawrzeckiego następujący artykuł: „Jakkolwiek uwaga publiczna w chwili obecnej jest zwróconą na kwestje różne od tej, jaką chcę poruszyć i która to kwestja dziś wydać się może przestarzałą, sądzę jednak że przynajmniej dla ludzi poświęcających się nauce, nie będzie ona obojętna. W roku 1868 dnia 30-go stycznia o godzinie 7-ej, w okolicach Pułtuska spadł meteor a raczej gromada aerolitów; zjawisko to w swoim czasie ogólne wzbudziło zajęcie, o ile jednak jakość aerolitu mogła być gruntownie zbadaną, o tyle śmiem twierdzić, nie zwrócono uwagi na okoliczności towarzyszące upadkowi meteoru. Najpierwszym objawem spadających ciał był olśniewający blask, który i w Warszawie widziano; mieszkańcy Pułtuska w ciągu mniej więcej 20 sekund po błysku, słyszeli huk podobny do dwóch prawie jednoczesnych wystrzałów działowych; w tej samej chwili rozległ się szum spadających meteorów i trzaskanie trwające mniej więcej 100 sekund, podobne zupełnie do sypanych kamieni, stopniowej wielkości, w próżną szufladę. Największe upadały najpierw, mniejsze co raz później. Trzy milowa przestrzeń którą Narew przecina, rozmaite przedstawiała powierzchnie: znajdowały się tam warstwy śniegu, rola uprawna lekkim mrozem obsuszona, w innem miejscu równiny łąk i lód na Narwi. Ta wzmianka o miejscowości jest nader ważną jak się z dalszego ciągu pokaże. Mieszkając podówczas w Pułtusku, zdjęty ciekawością udałem się na miejsca gdzie spadły aerolity i oto co mi własne spostrzeżenia i opowiadania innych udzieliły. 1) Kamienie te spadły w pewnym porządku: najmniejsze przed wsią Wielgolas, powiększając się stopniowo do wsi Sile i Rzewni, za którą upadły największe, zajmując przestrzeń około 3 mil długości a ¼ mili szerokości. 2) Gdziekolwiek padły na śnieg, czy na lód, na rolę, czy na trawę, wszędzie zatrzymały się na powierzchni, nie miażdżąc lodu, nie zapadając się w śnieg ani nawet gniotąc trawy pod sobą,—a były tam kamienie od ⅛ łuta do kilkudziesięciu funtów ważące. 3) Żaden z tych kamieni nie spalił trawy, ani stopił śniegu lub lodu na który upadł. Sądzę, że dwie ostatnie okoliczności są nader ważne; słyszeliśmy dotąd że aerolity zagłębiają się w ziemię dość znacznie, i że spadają rozpalone; w tym zaś wypadku było zupełnie inaczej; że zaś tak było, obserwowałem sam i każdy znajdujący takowe to samo mi opowiadał. Fakt ten daje mi prawo twierdzić, że aerolity zapalające się w najwyższych warstwach atmosfery, dobiegają powierzchni ziemi zupełnie już oziębione, co przypisać należy nadzwyczaj nizkiej temperatury obszarów międzyplanetarnych, tak nizkiej że ciało pochodzące ztamtąd, lubo przez uderzenie na atmosferę chwilowo rozpala się na swej powierzchni, przecież natychmiast się oziębia nie doszedłszy nawet do ziemi. Dalej kamienie znalezione, upadły nadzwyczaj lekko, to upoważnia mnie do twierdzenia że pod upadającym aerolitem, a nawet prawie do koła niego, w skutek ogromnej szybkości spadku, tworzy się ztłoczony kłęb powietrza jak np. w krzesiwku pneumatycznem, i ten to kłęb powietrza nie pozwala na uderzenie gwałtowne. Nie odznaczono również huku upadających na atmosferę i strzałów każdego z osobna upadającego na ziemię aerolitu, co ma związek z ich lekkim położeniem na powierzchni ziemi. Zresztą zdania moje, choć innem jeszcze mógłbym poprzeć objaśnieniem, oddaje pod sąd ludzi fachowych, zwracając ich uwagę na to, że okoliczności o których wspomniałem zbyt są ważne aby się nad niemi zastanawiać i dostatecznie objaśnić.” Obok tego p. Wawrzecki nadesłał nam 1,640 sztuk odłamków meteora, zebranych przez niego na przestrzeni 3 milowej i stanowiących najkompletniejszy zbiór tych odłamów, który był już wystawiany na widok publiczny, pomiędzy innemi w Wrocławiu[1] i w Krakowie[2], a który można oglądać w naszej redakcji co niedziela i święto od godziny 10-ej do 12-ej zrana, w przeciągu niedługiego czasu.[3]

źródło: Dziennik Warszawski (1870)

»


Bibliografia

Patrz → Pułtusk/Czasopisma

  • Gwiazdka Cieszyńska, (1870), Zbiór meteorytów, nr 16, 1870, s. 133. Plik DjVu.

Przypisy

  1. ^ Breslauer Zeitung, 311 (8 lipca 1870); Rübezahl, 74 (Neuen Folge Jg. 9), Heft 8, 1870
  2. ^ Gazeta Warszawska, 66 (26 marca 1870)
  3. ^ zbiór był również prezentowany we Lwowie (KŁOSY, 253 (5 maja 1870))
Osobiste